Stowarzyszenie Gmin i Powiatów Małopolski

Moje rekolekcje - Robert Choma

Trudno słowami wyrazić głębię osobistych przeżyć ze spotkań z Ojcem Świętym. Najbardziej wyszukane zwroty są zbyt ubogie, by oddać bogactwo duchowych doznań, które mi było dane doświadczyć. Zawsze będę pamiętał te momenty z Krakowa, Warszawy, Krosna, Przemyśla i trzykrotnie z Rzymu, kiedy widok jego wyczekiwanej postaci rozpalał ludzkie serca ogniem mistycznych wzruszeń . Tak było w 1987 roku na krakowskich błoniach.

Wraz z żoną staliśmy wśród morza uniesień i nadziei wpatrzeni w niebo. Miliony spojrzeń błądziły po horyzoncie i wypatrywały helikoptera. Miliony spojrzeń i jedna tęsknota. Aż wreszcie nadleciał. A wówczas nie mogło być ani owacji większej ani pieśni piękniejszej. Myślę, że i łzy które zabłysły w oczach były wtedy najszczersze. Trzeba pamiętać, że były to czasy, kiedy Polacy z determinacją szli ku wolności. Dlatego wśród barw papieskich i narodowych nie brakowało symboli "Solidarności" i spontanicznych okrzyków" Nie ma wolności bez Solidarności". Trwała wspaniała manifestacja wiary i patriotyzmu, wokół widziałem pogodne i szczęśliwe twarze ludzi, którym spotkanie z Ojcem świętym przywróciło nadzieję. Dostrzegłem w ten dzień i inne oblicza. Zza plastikowych osłon omiatały wiwatujące tłumy złe spojrzenia, gniewne i harde, niektóre z nich rozbiegane i jakby zawstydzone. Bo przecież papież Polak wszystkim rodakom zostawiał przesłanie prawdy, wolności i miłości.

Przemyśl jest jednym z tych wyróżnionych miejsc, które odwiedził Jan Paweł II. Akurat doszło do pojednania między Polakami a mniejszością ukraińską w naszym mieście. Był rok 1991. Staliśmy z żoną w pobliżu pomnika Jana III Sobieskiego. Na ramionach trzymałem roczną wówczas córeczkę. Wokół tysiące mieszkańców Przemyśla oczekiwało na przejazd Ojca świętego. Kiedy nadeszła ta chwila, podniosłem dziecko wysoko do góry. W tym momencie Ojciec święty spojrzał w naszą stronę, uśmiechnął się i pobłogosławił. Dla nas rodziców był to powód wielkiego wzruszenia. Kilka lat później w 2000 roku córka wraz z moim ojcem uczestniczyła w rzymskich uroczystościach kanonizacji siostry Faustyny, pierwszej kanonizacji Roku Jubileuszowego. Szczególne przeżycie dla naszej rodziny, tym bardziej, że jesteśmy z parafii Miłosierdzia Bożego. Jak wspomniałem na wstępie byłem także w Krośnie, kiedy podczas Mszy świętej Jan Paweł II ogłosił świętym Jana z Dukli.

"Europo, otwórz drzwi Chrystusowi", wołał Ojciec święty w Warszawie podczas beatyfikacji 108 męczenników II wojny światowej. Wstaliśmy o świcie, by na Placu Piłsudskiego znaleźć w tłumie wiernych chociaż skromne miejsce.

Najgłębszy ślad w mojej pamięci zostawiły rzymskie spotkania z Ojcem świętym. Bezpośredni kontakt z Nim miał jakąś magiczną moc. Ciepłe spojrzenie dobrych oczu, łagodna i spokojna twarz sprawiały, że człowiek nagle czuł się uduchowiony, lepszy. W konfrontacji z tym obliczem, sprawy tego świata stawały się małe i nieważne. Mimo całego majestatu niezwykłej postaci czuło się wyjątkową więź emocjonalną i bliskość. Topniało serce i gdzieś ulatywała, cywilna śmiałość, okolicznościowa kurtuazja, czy jakakolwiek wymyślona poza. Na nic wyuczone formuły i dyplomacja.

Człowiek pokorniał i mógł jedynie otworzyć duszę. A wówczas wystarczyło dotknięcie dłoni, kilka szczerych prostych słów, by zrozumieć i miłość, i prawdę największą. Różaniec otrzymany od Ojca świętego przed dziesięciu laty, towarzyszy mi ciągle i jest najdroższą pamiątką.

Wraz z przewodniczącym Rady Miasta Stanisławem Radykiem mieliśmy zaszczyt uczestniczyć w kanonizacji biskupa Józefa Sebastiana Pelczara oraz beatyfikacji księcia Augusta Czartoryskiego. 18 maja 2003 roku na Placu Świętego Piotra wręczyliśmy Ojcu świętemu klucze do miasta i tytuł Honorowego Obywatela Miasta Przemyśla. Mieliśmy nadzieję na audiencję prywatną i ku naszemu szczęściu udało się w niej wziąć udział. Onieśmieleni i pełni tremy znaleźliśmy się wśród zaproszonych gości w Sali Klementyńskiej. Ze względu na stan zdrowia Jana Pawła II biskup Dziwisz starał się nie przeciągać spotkania i ograniczać jego czas. Mimo tych rygorów, kiedy usłyszał, iż jesteśmy z Przemyśla wyłowił nas z szeregu oczekujących i poprowadził przed oblicze Ojca Świętego.

Dzisiaj, gdy z perspektywy minionych lat wracam do wspomnień, nie mogę pojąć, jak udało mi się opanować wzruszenie i wypowiedzieć kilka słów. Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie wywarło na mnie spojrzenie papieża. Wydawało mi się, że jestem przeźroczysty, że ten wzrok przenika i moje serce i najskrytsze myśli, a skoro tak, Ojciec Święty mnie zna bardziej niż w ludzkim wymiarze.

Trudno było pokonać łzy, kiedy w godzinę jego śmierci uklękliśmy do różańca. Tak bardzo po ludzku bolała śmierć Jana Pawła II, bo odszedł ktoś bliski. Jakże było uciec przed smutną refleksją, gdy natrętna myśl krążyła wokół watykańskiego okna i prostej cedrowej trumny, gdy zagubiona i bezradna starała się pojąć istotę cierpienia i nieuchronność śmierci. I pewnie wówczas do skołatanej świadomości dotarł ogrom straty, bo tacy już jesteśmy, że często doceniamy wartości, których już nie ma. Ale Ojciec święty jest. Pozostał na zawsze w ludzkich sercach i myślach poprzez swoją naukę, która najprościej mówiąc, istotę ziemskich spraw, bezwarunkowo lokuje w Istocie Boga. Z tego oddania i zawierzenia Bogu, poprzez rekolekcje cierpienia i śmierci Jana Pawła Świętego powinniśmy czerpać siłę i widzieć taką perspektywę ziemskiej drogi, jaką niestrudzenie pokazywał nam Ojciec święty przez prawie 27 lat swego Wielkiego Pontyfikatu. I jeżeli dzisiaj deklarujemy mu swą wierność, to znaczy, że podjęliśmy wyzwanie by na lepsze zmieniać własne życie, w każdym jego momencie i w każdym miejscu. Jemu dzisiaj bardziej niż ból i łzy potrzebne są nasze świadectwa. Mnie również. Więc by sprostać oczekiwaniom Ojca, nie może braknąć mi odwagi, determinacji i uczciwości.

Robert Choma

**********

Wspólnota Małopolska, Wydanie Okazjonalne, grudzień 2006